Rozmowa z lek. Radosławem Drozdem - asystentem
Zakładu Prawa Medycznego Katedry Medycyny Sądowej Akademii
Medycznej im. Piastów Śląskich we Wrocławiu przeproadzona
przez Rafała Skowronka.
Rafał Skowronek: Od jak dawna
Katedra Medycyny Sądowej we Wrocławiu włącza się w organizację
Dolnośląskiego Festiwalu Nauki?
lek. Radosław Drozd: Katedra
Medycyny Sądowej czynnie uczestniczy w Dolnośląskim Festiwalu
Nauki od pierwszej jego edycji w 1997 roku.
R.S.:Tegoroczna nazwa: "CSI: W czyli
wrocławska medycyna sądowa" nawiązuje do popularnego na
całym świecie serialu o tematyce kryminalistycznej, dzięki któremu
coraz więcej ludzi jest zainteresowanych kryminalistyką, medycyną
sądową. Czy wśród medyków sądowych seriale typu: "CSI",
"Bones" etc. są również popularne, pomimo tego, iż
tak dalece odbiegają od polskich realiów, a czasem realiów w
ogóle?
lek. R. D. : Przywołane
seriale przedstawiają obraz pracy medyka sądowego i kryminalistyka
daleki od rzeczywistości, jak słusznie Pan zauważył - nie tylko
polskiej, ale i "w ogóle". Serialowy obraz pracy specjalistów
jest wyłącznie kreacją jego twórców i wynika zapewne z narzuconych
im ograniczeń. Nie sądzę, aby w takim serialu (z założenia skierowanym
do szerokiej widowni) w sposób realistyczny pokazano np. wszystkie
czynności związane z otwarciem zwłok w czasie sekcji. W rzeczywistej
pracy medyka sądowego nic nie dzieje się ani tak szybko, ani
tak łatwo, żeby realne było np. zakończenie dochodzenia w sprawie
zabójstwa w ciągu jednego czy kilku dni, z możliwością przedstawienia
wszystkich, przeprowadzonych czynności w ciągu godzinnego odcinka
serialu. Przedstawiany w serialach sposób pracy biegłych kształtuje
jednak poglądy widzów - w większości osób nie mających na co
dzień styczności z realiami pracy medyka sądowego. Czasami wiec
spotykamy się z nierealnymi wyobrażeniami lub nawet żądaniami
dotyczącymi czasu, sposobu i możliwości przeprowadzania różnych
badań. Podsumowując temat: "obraz medyka sądowego w filmie"
- w mojej ocenie praca polskiego medyka sądowego w sposób najbliższy
rzeczywistości została przedstawiona w filmie "Glina"
w reżyserii Władysława Pasikowskiego. Trudno mi ocenić popularność
tego typu "branżowych" seriali w naszym środowisku,
osobiście, po obejrzeniu tylko kilku odcinków, mogę traktować
ten serial wyłącznie jako rozrywkę.
R.S.: Jak dużym zainteresowaniem cieszyły
się wykłady oraz pokazy podczas tegorocznego Festiwalu?
lek. R. D. : Chętnych
do wysłuchania wykładów było wielokrotnie więcej niż oferowanych
przez nas miejsc, dlatego wydaje nam się, że wykłady cieszyły
się sporym zainteresowaniem, którego niestety - z uwagi na trudne
warunki lokalowe - nie mogliśmy w pełni zaspokoić.
R.S.: Opowiadał Pan o największych katastrofach
masowych w powojennej historii Polski. Dlaczego akurat wybrał
Pan ten temat? Czy mógłby Pan krótko scharakteryzować najważniejsze
katastrofy, które były przedmiotem wykładu?
lek. R. D. :
Do podjęcia problematyki dotyczącej największych
katastrof masowych w historii Polski skłoniło mnie kilka okoliczności.
Po pierwsze: można było założyć, że temat wzbudzi zainteresowanie
słuchaczy, bowiem przypadki śmierci w katastrofach zawsze wzbudzają
emocje. Po drugie: dostępne opracowania na ten temat dotyczyły
zwykle pojedynczych zdarzeń, nie pokazywały skali zjawiska,
chciałem więc przekonać się, czy "łatwo" czy też "trudno"
w naszym kraju zginąć w katastrofie masowej. Po trzecie: w ostatnich
latach tematyka ta była dość często podejmowana przez media,
czy to w związku z katastrofami z ostatnich lat, czy też rocznicami
katastrof, które miały miejsce w przeszłości - m.in. w 2007
r. przypomniano, że minęło 20 lat od ostatniej wielkiej polskiej
katastrofy lotniczej w Lasach Kabackich. Warty uwagi w tym względzie
był przede wszystkim cykl programów telewizyjnych i artykułów
prasowych pod wspólnym tytułem "Czarny serial". Przedstawiano
tam jednak głównie tzw. świadectwa zwykłych ludzi, wspomnienia
świadków i materiały prasowe sprzed lat, ilustrowane za to nie
ujawnianymi wcześniej zdjęciami i filmami z miejsc zdarzeń.
Chęć skonfrontowania takich świadectw z fachowymi, medyczno
- sądowymi opracowaniami dotyczącymi przyczyn, skali i skutków
katastrof - była czwartą okolicznością skłaniająca mnie do podjęcia
tematu. Głównym jednak założeniem było określenie trudności
i wyzwań, jakie napotyka medyk sądowy już po wydarzeniu się
katastrofy - poruszane kwestie dotyczyły przede wszystkim trybu
i sposobów postępowania na miejscu katastrofy, możliwości identyfikacji
osób oraz ewentualnego ustalenia jej przyczyn na podstawie oględzin
ciał ofiar.
R.S.: Czego najczęściej dotyczą pytania słuchaczy?
lek. R. D. : Pytania
słuchaczy miały na celu przede wszystkim skonfrontowanie własnej
wiedzy i przekonań dotyczących przebiegu różnych rodzajów katastrof
z wiedzą fachową medyka sądowego. Większość uczestników wykładów
stanowiła młodzież gimnazjalna i licealna, która np. nie mogła
pamiętać największych katastrof lotniczych z lat 80. ubiegłego
wieku, dlatego były to pytania w rodzaju: "czy prawdą jest,
że..."
R.S.: Czy któreś z pytań audytorium szczególnie
Pana zaskoczyło i zapadło w pamięć?
Budynek Katedry Medycyny
Sądowej przy ul. Radeckiego 4 we Wrocławiu (http://www.forensic.am.wroc.pl/medsad.html). |
lek. R. D.
: Przy omawianiu katastrof
lotniczych stwierdziłem m.in., że w przypadkach katastrof
samolotów w powietrzu ciała ofiar są zwykle rozkawałkowane
i pozbawione odzieży przez działanie spadku ciśnienia,
pędu powietrza i uderzenia o ziemię. Jako przykład podałem
m.in. przypadek jednej z ofiar katastrofy w Lesie Kabackim,
stewardessy, która w początkowej fazie katastrofy została
"wyssana" przez dziurę w kadłubie, a jej ciała,
mimo intensywnych poszukiwań, nigdy nie odnaleziono. Kontynuując
wątek "filmowy" - podałem przykład popularnego
serialu "Lost - Zagubieni", w którym pokazano
m.in., jak po katastrofie samolotu pasażerowie wyskakują
z wraku np. w garniturach w nienagannym porządku lub co
najwyżej z koszulą wyciągniętą ze spodni. Jeden ze słuchaczy
zapytał wówczas: jak wytłumaczyć podobny przypadek stewardessy,
która została "wyssana" przez dziurę z lecącego
samolotu i spadła na ziemię nie doznając obrażeń. Moja
konkluzja była taka, że zdarzenie takie należałoby traktować
w kategoriach cudu.
|
R.S.: Czy uważa Pan, że medycyna sądowa oraz
nauki pokrewne powinny częściej wychodzić z laboratoriów, uniwersyteckich
prosektoriów naprzeciw zwykłym ludziom, tak jak ma to miejsce
podczas Festiwalu Nauki, czy wręcz przeciwnie?
lek. R. D. : Myślę,
że nie istnieje obecnie potrzeba jakiejś szczególnej i szeroko
zakrojonej popularyzacji naszej dziedziny wiedzy medycznej.
Należy brać pod uwagę fakt, że po pierwsze: jest to specyficzna
dziedzina, w której większość dokonań albo jest poprzedzona
wyjątkowo żmudnymi i mało "medialnymi" badaniami,
które dodatkowo, z uwagi na często drastyczne okoliczności i
szczegóły, nie pozwala na ich "popularyzację". Po
drugie: większość działań medyka sądowego odbywa się pod rygorem
zachowania tajemnicy śledztwa i tajemnicy lekarskiej, dlatego
nie ma praktycznej możliwości np. udziału "ogółu"
zainteresowanych w sądowo-lekarskich sekcjach zwłok. Wiemy,
że w niektórych krajach autopsje - traktowane jak swego rodzaju
spektakle dla publiczności - są wykonywane (vide działalność
dr Gunthera von Hagens). Jednak w Polsce możliwość udziału w
sekcjach zwłok jest ściśle reglamentowana i dostępna wyłącznie
dla określonych grup: lekarzy i przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości
oraz studentów kierunków lekarskich i prawniczych. Zakres wiadomości
przekazywanych w trakcie takich imprez popularnonaukowych jak
"Festiwal Nauki" znajduje się w podobnej relacji w
stosunku do rzeczywistej działalności medyka sądowego, jak przywołana
wyżej "rzeczywistość" serialowa - stąd m.in. tytuł
bloku naszych wykładów.
R.S.: Co zadecydowało o tym, że wybrał Pan
tą, mimo wszystko, niezbyt popularną wśród studentów medycyny,
specyficzną i trudną specjalizację?
lek. R. D. : Nie zgodziłbym
się z tezą, że medycyna sądowa jest dziedziną niepopularną wśród
studentów i lekarzy. Takie stwierdzenie byłoby prawdziwe jeszcze
około 10-20 lat temu. Działające przy naszej Katedrze studenckie
koło naukowe liczyło jeszcze niedawno około 150 członków, a
w trakcie zajęć sekcyjnych ze studentami często nie byliśmy
w stanie umożliwić samodzielnego wykonywania sekcji wszystkim
chętnym. Co ciekawe, wyjątkowe zainteresowanie tą specyficzną
i trudną dziedziną wykazują kobiety! W ciągu ostatnich 10 lat
wielu lekarzy - do których także się zaliczam - rozpoczęło,
kontynuuje lub ukończyło specjalizację z medycyny sądowej. Przykładowo:
W naszej Katedrze przed 2000 r. zatrudnionych było (wraz z kierownikiem)
7 lekarzy. Od 2000 r. uzyskało specjalizację 5 nowych specjalistów,
a obecnie w trakcie specjalizacji lub studiów doktoranckich
szkoli się kolejnych 7 osób - liczba specjalistów w krótkim
czasie niemal się potroi! Podobnie sytuacja wygląda w wielu
innych zakładach. Na ogólną liczbę około 200 osób, posiadających
obecnie specjalizację z medycyny sądowej lub szkolących się
w tym kierunku - około 1/3 to lekarze stosunkowo młodzi. Jeśli
chodzi o motywy podjęcia specjalizacji, które kierowały mną
osobiście - największą rolę odegrała chęć uzyskania i kształtowania
umiejętności "dochodzenia do prawdy", czyli swoista
"żyłka detektywistyczna", która kieruje chyba większością
medyków sądowych.
R.S.: Która gałąź medycyny sądowej, czy też
toksykologii sądowo - lekarskiej jest Panu najbliższa i dlaczego?
lek. R. D. : Medyk
sądowy jest w tej komfortowej sytuacji, że zajmuje się dziedziną
określaną jako "pomostowa". Wiedza medyczno - sądowa
stanowi pomost nie tylko pomiędzy medycyną a prawem, ale również
pomiędzy różnymi gałęziami medycyny. Daje to możliwość podejmowania
różnych kierunków badań i dociekań. Moim głównym polem zainteresowań
była dotąd klasyczna medycyna sądowa i tanatologia sądowo -
lekarska. Z racji jednak zatrudnienia w Zakładzie Prawa Medycznego
tutejszej Katedry, punkt ciężkości moich zainteresowań przesunął
się ostatnio z zagadnień czysto medycznych na bardziej teoretyczne
zagadnienia prawno-medyczne, związane z opiniowaniem sądowo
- lekarskim. Natomiast z uwagi na znaczny rozwój metod badawczych
w ostatnich latach, toksykologia sądowo - lekarska, podobnie
jak genetyka sądowa, stają się powoli osobnymi gałęziami wiedzy
medyczno - sądowej.
R.S.: Jaka jest pozycja polskiej medycyny
sądowej na świecie, w porównaniu, np. do medycyny sądowej w
takich krajach jak: Niemcy, Anglia, USA? W których dziedzinach
jesteśmy "mocni", a w których zostało nam wiele do
zrobienia?
lek. R. D. : Pozycja
polskiej medycyny sądowej na świecie nie jest zła, możemy się
pochwalić kilkoma ważnymi osiągnięciami i opracowaniem nowatorskich
metod diagnostycznych we wszystkich gałęziach medycyny sądowej:
genetyce sądowej, toksykologii sądowej oraz "klasycznej"
medycynie sądowej. Nasi specjaliści uczestniczą aktywnie w krajowych
i zagranicznych kongresach naukowych, a wszelkie nowe odkrycia
są szybko "przeszczepiane" na krajowy grunt. Dla przykładu:
w ostatnich latach w ośrodku lubelskim opracowano nowe markery
biologiczne, pozwalające na maksymalnie obiektywne ustalenie
kierunku potrącenia pieszego przez samochód oraz modyfikacje
techniki sekcyjnej dla ich ujawnienia. Były to pionierskie badania
w skali nie tylko kraju, ale i w skali międzynarodowej, docenione
w wielu ośrodkach i poparte publikacjami. Opracowane zasady
zostały przyjęte jako obowiązujące w polskiej technice sekcyjnej
oraz wprowadzone do programu nauczania polskich medyków sądowych.
Kontynuując wątek "serialowy" - nie stwierdziłem,
aby w serialu "CSI" prezentowano tę metodę ?. Nie
mamy się więc czego wstydzić, nawet w porównaniu do "rzeczywistości"
serialowej!
R.S.: Popularność seriali, o których wspomniałem
powyżej, stron internetowych poświęconych naukom sądowym, wzrastające
zainteresowanie odpowiednimi kierunkami studiów świadczą o tym,
iż istnieje duże zapotrzebowanie na wszelkie informacje dotyczące
medycyny sądowej oraz kryminalistyki. Czy w związku z tym możemy
liczyć na obecność Katedry Medycyny Sądowej we Wrocławiu również
podczas XII Dolnośląskiego Festiwalu Nauki?
lek. R. D. : Zgodnie
z tradycją - mamy zamiar uczestniczyć w kolejnej edycji Dolnośląskiego
Festiwalu Nauki. Ze swej strony mogę zapowiedzieć, że kontynuując
"sensacyjny" nurt zapoczątkowany tegorocznym wystąpieniem,
postaram się przedstawić problematykę dotyczącą słynnych zgonów
Wrocławia, czyli swoistego "wrocławskiego pitawalu"
oraz przedstawić sylwetki najbardziej znanych w historii lekarzy
- morderców.
R.S.: Pozostaje nam więc cierpliwie czekać
na tę znakomitą inicjatywę. W imieniu naszego portalu i Czytelników
bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.
Opracowanie tekstu i rozmowy:
Rafał Skowronek